Górnicy nie chcą być już chłopcami do bicia
Wielkie larum o dopłaty do branży. A jak jest naprawdę? Na co idą rządowe pieniądze?
Kolejny raz górnictwo i górnicy stali się obiektem ataków. Choć te ataki nie są nowością, bo powtarzają się cyklicznie, to rola chłopców do bicia pracownikom kopalń bynajmniej nie odpowiada. Bycie pionkami w politycznych grach – również. Tym razem awantura rozpoczęła się od wypowiedzi nowego ministra energii Miłosza Motyki z PSL-u na temat konieczności renegocjacji umowy społecznej dla górnictwa i końca dopłat do branży. Potem oliwy do ognia dolała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej z Polski 2050, pisząc m.in., że do każdej zatrudnionej w górnictwie osoby dopłacimy około 100 tys. zł. W mediach posypały się wyliczanki na temat tego, ile dopłacamy do rzekomych „darmozjadów”, ile kosztuje energia z węgla i dlaczego jest taka droga. A jak jest naprawdę?
Rok temu dopłaty wyniosły niemal 7 mld zł. W tym roku z kasy państwa do branży węglowej popłynie około 9 mld zł wsparcia. Co do tego nie ma wątpliwości, te kwoty zapisano w budżecie. Tyle że to nie są dopłaty do wydobycia czy górniczych pensji, jak to funkcjonuje w społecznej świadomości i wypowiedziach nieodpowiedzialnych polityków.
Środki te pokrywają m.in. redukcję zdolności produkcyjnej, odwadnianie kopalń, likwidację zakładów, naprawę szkód górniczych oraz osłony socjalne dla odchodzących pracowników. Ta narracja nie przedostaje się jednak do mediów.
Sektor zanotował 11 mld zł straty
Z drugiej strony nie da się ukryć, że mimo miliardów z pieniędzy podatników, które wpompowano w górnictwo przez ostatnie 25 lat, przedstawia ono obraz bynajmniej niezbyt zachęcający. Za zeszły rok sektor zanotował 11 mld zł strat.
– Przypomnę, że dotacje do górnictwa zakończyły się w 1992 r., za czasów premiera Leszka Balcerowicza – mówi Jerzy Markowski, b. sekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu.
Dodaje, że takie wsparcie obecnie jest niedozwoloną pomocą publiczną według przepisów UE.
– W praktyce zmniejsza się wydobycie węgla, ale nie zdolność wydobywczą kopalń – infrastruktura i obiekty pozostają, obciążając koszty wydobycia tony węgla. Kopalnie to przedsiębiorstwa, gdzie największe koszty to infrastruktura i załoga. Szczerze mówiąc, kiedyś egzekwowanie tego będzie problemem – dla ministra finansów za brak dyscypliny budżetowej, dla ministra nadzorującego spółki węglowe – za brak zakazu marnotrawienia środków, a także dla zarządów, w zależności od interpretacji skarżącego – mówi Markowski.
O ile w wypowiedziach minister Miłosz Motyka nie wdawał się w szczegóły, to ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz opublikowała w mediach społecznościowych cykl obszernych informacji po tym, jak Karol Nawrocki zastosował prezydenckie weto wobec tzw. ustawy wiatrakowej. Ministra przedstawia liczby i fakty w sposób, który na Górnym Śląsku podgrzewa emocje do czerwoności. Pisze o antyzielonej ideologii. Czy na pewno tak powinna wyglądać rządowa komunikacja z obywatelami?
Ministra dolewa oliwy do ognia
Ministra wylicza na X, że polskie górnictwo jest trwale nierentowne i jego utrzymanie wymaga znaczących dopłat z budżetu państwa. To nie jest cała prawda, gdyż wydobywająca węgiel kamienny kopalnia Bogdanka jest rentowna.
– Mimo ogromnych dopłat górnictwo osiąga gigantyczne straty: w 2024 r. wyniosły one łącznie 11 mld zł. Każdego miesiąca górnictwo generuje około 1 mld zł strat (prawie tyle co cały szeroko dyskutowany program HoReCa z KPO). Szacuje się, że do 2050 r. dotacje do kopalń wyniosą prawie 140 mld zł – pisze na portalu X ministra.
Dalej wylicza: – Główną (choć niejedyną) przyczyną są horrendalnie wysokie wydatki na wynagrodzenia i przerost zatrudnienia. Średnie wynagrodzenie w górnictwie wynosi 13,4 tys. zł (dane za 2024 rok). Górnictwo wspólnie z sektorem IT to dwie zdecydowanie najlepiej opłacane branże w Polsce. Dla porównania, średnie wynagrodzenie w przemyśle to 7,8 tys. zł, w budownictwie 8 tys. zł, a w zakwaterowaniu i gastronomii – 6,1 tys. zł. Na wynagrodzenia górników składają się: dodatek za pracę pod ziemią, dodatek stażowy, premia produkcyjna, dodatek za pracę w warunkach szkodliwych, dodatki zmianowe i nocne, dodatki funkcyjne. Do tego premie okazjonalne, takie jak premia z okazji Barbórki czy premie kwartalne. Dodatkowo wypłacane są tzw. trzynaste oraz czternaste wynagrodzenia. Koszt płac w przeliczeniu na 1 tonę wydobywanego węgla w Polsce to około 50 dolarów. Dla porównania w USA to 10 dolarów. Różnica między kosztem wydobycia węgla w Polsce a jego ceną rynkową wynosi około 300 zł. Wynika to z wysokich kosztów płac oraz tego, że węgiel w Polsce ulokowany jest głęboko pod ziemią.
Barbórka liczona dwa razy
Ministra błądzi, pisząc o wynagrodzeniach, a tzw. barbórkę liczy podwójnie. W górnictwie nie wypłaca się trzynastki, to jest właśnie premia z okazji branżowego święta. Pisze o dopłatach, ale już nie wspomina o tym, ile górnictwo odprowadza pieniędzy do budżetu w postaci różnych podatków cywilnoprawnych, tak do budżetu państwa, jak i do samorządów. Podobne zarzuty padały przed laty, za rządu koalicji PO i PSL. I co się okazało? NIK wyliczył, ile w latach 2007-2015 wyniosło wsparcie dla branży oraz jakiej wysokości podatki odprowadziła.
– Łączne wsparcie rządowe dla branży to 65,7 mld zł, zaś płatności publicznoprawne – 64,5 mld zł. To porównywalne kwoty – podkreślał w maju 2017 r. Krzysztof Kwiatkowski, ówczesny prezes NIK.
Jak to wygląda teraz? Trudno znaleźć wiarygodne wyliczenia, zwłaszcza że górnictwo płaci aż kilkadziesiąt rodzajów danin! Te dwie kwoty się zazwyczaj równoważyły, teraz pewnie niekoniecznie. No i podkreślmy – dopłaty rządowe nie dotyczą produkcji, a wręcz odwrotnie – redukcji zdolności produkcyjnych.
+ 48 32 757 23 35
Adres: Polska Grupa Górnicza
40-039 Katowice ul. Powstańców 28