Obowiązkowe pokłony wobec „zielonego bożka” są już w Niemczech passe? Wreszcie można mówić to, co się myśli na temat Energiewende? Wiele wskazuje na to, że może trochę nieśmiało, ale jednak już tak. Szkoda tylko, że aby zacząć trzeźwieć, Niemcy musieli zaprowadzić nie tylko własną gospodarkę na skraj przepaści, ale też gospodarki innych państw UE. Co gorsza, wiele europejskich firm zbyt wiele zainwestowało w ten ekomiraż, aby odejście od niego odbyło się bezboleśnie. To jednak temat na inną opowieść.
Zdecydowane, mocno krytyczne opinie na temat roli OZE w gospodarce europejskiej to już nie jest tylko, jak to się w Polsce często przedstawia, domena związków zawodowych z sektora przemysłowego. Podobne, a wręcz identyczne opinie wyrażają menadżerowie największych koncernów przemysłowych w zachodniej Europie. Co więcej, na błędy w tym religijnym podejściu do OZE wskazują politycy, którzy większość swojej kariery spędzili w tzw. zielonych ugrupowaniach politycznych.
Ważnym sygnałem dla całej Europy są publiczne wypowiedzi szefów koncernów przemysłowych, bo pokazują, w jak poważne tarapaty z powodu tzw. Europejskiego Zielonego Ładu wpadły prowadzone przez nich firmy.
Prezes hutniczego giganta: OZE nie ma sensu
Thyssenkrupp to niemiecki koncern metalurgiczny zatrudniający blisko 160 tys. pracowników na całym świecie. Władze firmy mają świadomość sytuacji, w jakiej się znaleźli. Pracownicy też. Przypuszczalnie mieli tę świadomość nawet wcześniej. W połowie lipca reprezentanci pracodawcy wynegocjowali ze związkowcami z IG Metall redukcję załogi z 26 tys. do około 16 tys. pracowników. To będą dobrowolne odejścia, ale skala jest ogromna, ponad 10 tys. miejsc pracy. Oprócz dobrowolnych odejść strony uzgodniły też, że zniesione zostaną świadczenia urlopowe i premie świąteczne, a tygodniowy wymiar czasu pracy zostanie skrócony do 32,5 godziny. Wszystko po to, by ratować firmę. Co jest przyczyną problemów? Lista jest krótka. W gruncie rzeczy problem sprowadza się do jednej rzeczy – drogiej energii. Zbyt drogiej.
W rozmowie z magazynem Focus w połowie sierpnia prezes Thyssenkrupp Miguel Lopez ocenił, że transformacja energetyczna oparta na energii wiatrowej i słonecznej w Niemczech „po prostu nie ma sensu”. Ostrzegł, że firmy energochłonne w Niemczech nie przetrwają obecnych cen. Jego zdaniem OZE ma sens tylko w dwóch regionach Europy, w Skandynawii i na Półwyspie Iberyjskim.
Zielony krytykuje religię klimatyczną
Sądzicie, że prezes stalowego giganta Thyssenkrupp mówi tak, bo nie rozumie ekologicznych wyzwań? To co powiecie o pewnym polityku Zielonych, który krytykuje „zieloną religię”? Boris Palmer, bo nim mowa, został niedawno burmistrzem Tybingi. Kilka dni temu na łamach Die Welt ocenił, że polityka klimatyczna Niemiec zagraża dobrobytowi w tym kraju i wezwał do radykalnej zmiany kursu. – Niemiecka transformacja energetyczna jest kosztowna, nieefektywna i w obecnej formie raczej nie nadaje się do zapewnienia ochrony klimatu w perspektywie długoterminowej – wskazał Palmer.
OZE oznacza droższy prąd
Niezależnie od tego, co mówią politycy i menadżerowie, koniec końców kluczowe dla oceny sytuacji powinno być zdanie obywateli. Oto garść danych statystycznych instytutu badań opinii publicznej Ipsos w Hamburgu. Zostały opublikowane 22 kwietnia tego roku na niemieckim portalu dw.com. Z badań tych wynika, że trzech na pięciu Niemców uważa, iż przejście na odnawialne źródła energii doprowadzi do wzrostu cen energii. To więcej niż w jakimkolwiek innym kraju. Jeden na dwóch Niemców uważa również, że samochody elektryczne są tak samo szkodliwe dla środowiska, jak samochody konwencjonalne. Również w tym przypadku odsetek sceptyków w Niemczech jest wyższy, niż w przeważającej liczbie innych badanych krajów. Tylko we Francji i w Polsce ten odsetek jest nieznacznie większy, bo wynosi 58 proc. wśród Francuzów i 55 proc. wśród Polaków.
Grzegorz Podżorny
źródło foto: freepik.com
+ 48 32 757 23 35
Adres: Polska Grupa Górnicza
40-039 Katowice ul. Powstańców 28